24 czerwca Chłopcy pierwszy raz sami (tzn. bez nas 🙂 ) lecieli samolotem. Ja byłam wtedy w Łodzi, więc nie asystowałam nawet przy pakowaniu i odwożeniu na lotnisko. Już dzień wcześniej brzuch bolał mnie z emocji, a od rana Chłopców i Męża bombardowałam smsami w stylu: Czy zabraliście, czy macie, czy jesteście, czy pamiętaliście…?
Mój Mąż chociaż większy twardziel, 😉 także dopytywał się Chłopców o emocje i samopoczucie. Na co Igorek oznajmił ze spokojem i wielkim luzem:
-Tata, przecież my lataliśmy wiele razy, mówimy w kilku językach – zero stresu! O:)
Do uprzyjemnienia podróży dołączył się LOT. Chłopcy mieli wykupione zwykłe bilety, tzn. bez asysty. Bo wiadomo, to by była ujma dla nastolatków. 😉 Dzień przed wylotem Mąż zabukował dla nich miejsca obok sobie w 12 rzędzie. Gdy Chłopcy wsiadali do samolotu, wręczono im nowe karty pokładowe. Okazało się, że mają miejsca w rzędzie 24.
Nic wielkiego, na szczęście Chłopców nie rozdzielono, ale Mąż zapytał LOT o przyczyny tej zmiany. Odpowiedź:
Tylko sęk w tym, że usługa opieki nie była wykupiona. 😉
Najważniejsze, że Chłopcy bezpiecznie i na luzie dotarli do Warszawy. Ich pobyt w Polsce dobiega jednak końca, bo 4 lipca ponownie wsiadają w samolot. Mnie oczywiście znowu będzie bolał brzuch, ale najważniejsze, że Chłopaki mają postawę “zero stresu”. O:)
Do wylotu do Stanów zostało:
[ms_countdowns type=”normal” nowtime=”1530551324″ endtime=”2018-07-21 13:10″ day_field_text=”Days” hours_field_text=”Hours” minutes_field_text=”Minutes” seconds_field_text=”Seconds” fontcolor=”” backgroundcolor=”” google_fonts=”” class=”” id=”” circle_type_day_color=”#1abc9c” circle_type_hours_color=”#2980b9″ circle_type_minutes_color=”#8e44ad” circle_type_seconds_color=”#f39c12″]
Do naszego wylotu do Stanów zostały równe 3 tygodnie. Nadchodzący tydzień będzie chyba najważniejszy i najbardziej frapujący.
- w poniedziałek zawożę Męża do szpitala na operację. Wiem, że tego dnia na niczym innym się nie skupię i większość czasu spędzę w szpitalu,
- na wtorek zaplanowane mam: odwiedziny u Męża, spotkanie z koleżanką, odbiór nowej kanapy dla Igorka, wieczorem ma się pojawić ktoś zainteresowany wynajęciem mieszkania,
- w środę zabieram Męża do domu, a wieczorem odbieram Chłopców z lotniska,
- w czwartek z samego rana jedziemy do Berna, na rozmowę w amerykańskiej ambasadzie w sprawie wiz!
- na piątek mamy zaplanowaną wizytę w urzędzie gminy, u dilera samochodowego, który ma od nas odkupić samochód, a wieczorem mamy pożegnalną kolację dla znajomych. W piątek jest tutaj zakończenie roku szkolnego więc może Chłopcy pojawią się w swoich szkołach, ale decyzje pozostawiam im, bo oficjalnie obaj zostali już pożegnani.
- mam nadzieję, że w piątek lub w sobotę przyjedzie firma przeprowadzkowa, aby spakować nasz dobytek,
- bardzo możliwe, że od niedzieli będziemy funkcjonować tylko z tymi rzeczami, które zabierzemy później do samolotu. 8-o
Gdzieś pomiędzy będę oczywiście do ostatniej chwili przeglądała, wyrzucała lub pakowała nasze rzeczy. Skończę malowanie białej komody. Wywiozę na wysypisko kolejną stertę rzeczy. No i będę sprzątała – chociaż w tych warunkach jest to najbardziej syzyfowa praca. No i ciekawa jestem jak sobie poradzimy w kuchni z jednym garnkiem?
Może znacie jakieś proste przepisy na jednogarnkowe dania?
Ostatnio komentowane