Wizytę w Tuluzie odnotowuję czysto kronikarsko. Krótki spacer, obiadokolacja w restauracji na Placu du Capitole, aspiryna i kołdra naciągnięta pod sam nos. Ech ten kwiecień.
ABY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA W ORYGINALNYM ROZMIARZE, KLIKNIJ W WYBRANĄ GRAFIKĘ.
Pogoda w Tuluzie była jeszcze mniej wiosenna niż w Perpignan. Przeziębienie, z którym wyjeżdżałam z domu, w Tuluzie sięgnęło zenitu. Niewiele, a właściwie nic nie mogę powiedzieć o mieście. Może kiedyś tam wrócimy, ale najchętniej w pełni lata.
KONTYNUUJ CZYTANIE – te wpisy mogą Cię zainteresować:
Od wczoraj jesteśmy już w domu. Wyjechaliśmy już w czwartek, więc pierwsze świąteczne dni…
Święto Wniebowstąpienia Pańskiego wypadło w tym roku 26 maja. W Szwajcarii oraz kilku innych…
W tym roku planowałam uczcić urodziny Mojej Siostry, objazdem po alzackich miasteczkach. Udało nam…
Troyes, to jedna z perełek Szampanii. Kiedyś centrum średniowiecznego handlu, miasto papieża Urbana…
3 lata i jeden miesiąc, tyle czasu minęło od dnia, w którym ostatnio piliśmy wino w Riquewihr…
Do Włoch przez Francję można. Można, tym bardziej – jeśli komuś się marzą lawendowe pola w…
Ostatnio komentowane