
Zdjęciowe i liczbowe podsumowanie wakacji 2017
Wakacje 2017- podsumowanie
W naszym kantonie wczoraj (14 sierpnia) rozpoczął się nowy rok szkolny. To oznacza, że zakończyliśmy tegoroczne ferie letnie. Wakacje 2017 stały się wspomnieniem. Chłopcy chyba pierwszy raz byli aż tak niechętni powrotowi do szkoły. Wezmę to za dobrą monetę i uznam za werdykt udanych wakacji. B-)


Jak długie były wakacje?
Letnia przerwa w nauce trwa w naszym kantonie 5 tygodni. Doliczając do tego weekend poprzedzający pierwszy wakacyjny poniedziałek, to 37 dni. Przyznacie, że na tle polskich ponad 10 wakacyjnych tygodni wypada to blado.
Pomijając rozważania rodziców – jak zapełnić ten czas dzieciom, zapewniam Was, że chłopcy zazdroszczą tej liczby polskim uczniom. I nawet fakt, że u nas są ferie jesienne, których w Polsce nie ma, jakoś nie specjalnie łagodzi ich rozczarowanie. Bo wolne dni w sierpniu to co innego, niż wolne dni w październiku. :/



Ile dni spędziliśmy poza domem?
Na urlop wyjechaliśmy w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już w pierwszy wakacyjny weekend ruszyliśmy w drogę. Urlop mieliśmy podzielony na dwie części – stacjonarną i jeżdżoną. Były to równe 2 tygodnie, 15 dnia byliśmy z powrotem w domu.
Później zrobiliśmy sobie jeszcze dwa weekendowe wypady, co oznacza, że poza domem spędziliśmy 18 nocy.




Ile miejsc zobaczyliśmy?
Tegoroczne wakacje powiodły nas drogami 11 krajów: Włochy, Słowenia, Chorwacja, Czarnogóra, Albania, Bośnia i Hercegowina (w tym Republika Serbska), Francja, Niemcy, Luksemburg oraz Belgia.
Spacerowaliśmy uliczkami 23 miast: Vicenza, Zadar, Kavaje, Tirana, Durres, Berat, Dubrownik, Trebinje, Mostar, Medziugorie, Split, Postojna, Udine, Palmanova, Werona, Sirmione, Besancon, Dijon, Beaune, Dole, Trewir, Luksemburg, Gandawa.





Ile kilometrów przejechaliśmy?
Dojazd i powrót z Albanii wraz ze zwiedzaniem Bałkanów, to ponad 4000 pokonanych kilometrów. Weekendowy wyjazd do Francji to blisko 700 przejechanych kilometrów. A aby Moi Mężczyźni mogli pójść na mecz w Belgii, a ja zrobić papiernicze zakupy w Luksemburgu, musieliśmy pokonać dystans ponad 1400 km.
W ten sposób, na wakacyjno-wypoczynkowe wyjazdy składa się łączna liczba ponad 6100 przejechanych kilometrów! I zdradzę przy okazji tajemnicę, to nie jest tak, że Mój Mąż uwielbia jazdę samochodem. Mój Mąż uwielbia pokazywać nam świat i odwiedzać z nami nowe miejsca, a pokonane kilometry to cena za tą pasję. Dziękuję Kochanie. <3




Ile zdjęć zrobiliśmy?
Moja aplikacja fotograficzna pokazuje liczbę 2196, a ponieważ wśród plików zdjęciowych naliczyłam 42 filmiki, wygląda na to, że w sumie zrobiliśmy 2154 zdjęcia. Liczba ta wygląda mniej imponująco, gdy podzielimy ją przez ilość dni zdjęciowych. Średnia dzienna liczba zdjęć to jakieś 113 cyknięcia. Biorąc pod uwagę fakt, że cykamy na trzy sprzęty (dwa telefony i aparat), to wynik przestaje imponować – prawda? 😉



Wakacyjna aura
Próbowałam zliczyć słoneczne i prawdziwie letnie dni minionych wakacji, ale brakuje mi danych. B-) Na urlopie pogoda właściwie cały czas nam dopisywała, poza dwoma dniami w Albanii. Natomiast wyjazdy weekendowe były pogodowo średnio udane. Najczęściej padało. Ale i tak mieliśmy szczęście, bo zazwyczaj udawało nam się pospacerować między jednym opadem deszczu a kolejnym.
Tak wyglądały nasze tegoroczne wakacje w ujęciu statystycznym. Przyznam, że zabierając się do pisania tego posta, nie wiedziałam, że będzie on aż tak pracochłonny. A wygląda niewinnie – prawda? ^^
A co z Twoimi wakacjami?
WPISY, KTÓRE MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ:
Myślę, że statystyka jest imponująca 😀
No i 18 nocy poza domem, przy 37 dniach wakacji to prawie 50% – a jak liczyć dni, to pewnie było nieco więcej niż samych noclegów, więc statystyka jeszcze lepsza 😉 W Polsce raczej mało dzieci ma szansę tak spędzić wakacje 😉
A ja wcale nie jestem pewna, czy ten szwajcarski podział wakacji nie jest fajniejszy. W październiku bywa jeszcze całkiem przyjemna pogoda, a tłumów wszędzie już aż takich nie ma – to jest dla nas bardzo duży minus tego, że mamy wakacje „wtedy co wszyscy”, a jak dziecko chodzi do szkoły, to już nie jest tak łatwo zabrać się na tydzień (wiem – u was to w zasadzie całkiem niemożliwe, z tego co pisałaś kiedyś), jak było w przedszkolu – w końcu szkoła to szkoła 😉
U nas wakacje zdecydowanie bardziej stacjonarne, kilometrów zrobiliśmy może 1/4 tego co Wy 😉 (chociaż z drugiej strony – jeszcze jakieś tam plany mamy, chociaż nie wiadomo co z nich wyjdzie). Za to mamy bardzo kinowe/filmowe wakacje – karta Unlimited rulez 😉
Rae, jak ja się cieszę, że Ty nadal do mnie zaglądasz. <3
Wiesz, ja myślę, że Szwajcarski układ ferii jest fajnie pomyślany, tylko my akurat pod tym względem słaby kanton wybraliśmy. Obok mamy kanton Lucerna i tam letnie wakacje są dłuższe, w sumie w roku więcej dni wolnych mają. Ale jak się wprowadzaliśmy do Szwajcarii, to nie mieliśmy pojęcia o takich różnicach.
Mam też świadomość tego, że położenie i wielkość Szwajcarii sprzyjają mniejszym i większym wypadom. My na obiad potrafimy skoczyć do Niemiec, bo blisko i taniej niż w Szwajcarii. To samo z Francją. Moja koleżanka na zakupy czy do fryzjera jeździ do Francji, bo jest dużo taniej niż tutaj. Chociażby to sprawia, że człowiek częściej się rusza poza Szwajcarię. Kraj mały, dużo autostrad, chwila moment i jesteś w innej rzeczywistości. 😉 Do Włoch od nas trochę dalej, ale na upartego też w jeden dzień można to zrobić i np. do Como skoczyć i Clooneya wypatrywać. 😉
Jak zawsze, są plusy i minusy takiego położenia i takich a nie innych rozwiązań, ale te odrobinę dłuższe letnie ferie by były fajne. 🙂
A o tej karcie do kina to nie słyszałam, chociaż siłą rzeczy nie jestem w temacie. To rozwiązanie na całą Polskę, czy tylko u Was? Możecie pójść do każdego kina, czy to jakaś sieć wprowadziła? A można coś takiego kupić komuś w formie prezentu? To by fajny prezent był. 🙂
Zaglądam, zaglądam 😉
Karta Unlimited to oferta Cinema City, obowiązuje w całej Polsce (są dwie opcje, cała Polska z Warszawą – droższa, Polska i bez Warszawy- tańsza 😉 (ale zawsze można będąc w Warszawie tylko dopłacić różnicę i też skorzystać)). W formie prezentu chyba też można, na 99% – tylko, że to jest jakby roczny abonament, nie można na czas krótszy niż rok.
Długo się nie mogłam zdecydować, mimo tego, że w sumie do kina chodziliśmy i wcześniej dość regularnie. Ale to było 1-2 razy w miesiącu, więc nie bardzo się kalkulowało 😉 Ale ostatnio sporo fajnych filmów, no i też trochę inaczej się podchodzi – jak się ma kartę, to się idzie też na filmy, na które inaczej człowiek by nie poszedł, bo trzeba by coś wybrać, więc odpadłyby w eliminacjach 😉 A teraz chodzę 1-2 razy, ale w tygodniu, a nie na miesiąc 😉
Gdy ja chodziłam do Liceum byłam zakochana w kinie, chodziłam do kina w każdej wolnej i nie tylko 😉 chwili, ale to było wyzwanie finansowe. Co ja bym wtedy dała za taką kartę. 😀 Myślę, że to by był super prezent, muszę wejść na stronę i poczytać o szczegółach. Lubię to, że dzięki Twoim komentarzom zawsze się o czyś dowiaduję. To taka namiastka prawdziwej rozmowy. Ale to trzeba umieć. <3 Życzę wielu świetnych seansów. A przy okazji podpowiadaj na co warto pójść. 😀
Dużo tego podróżowania – absolutnie rozumiem pasję twojego męża. Też nie przepadam za spędzanie długich godzin za kółkiem, ale gdy coś trzeba zwiedzić, coś zobaczyć i zrobić zdjęcia, to jadę nie czując zmęczenia 🙂 Zazdroszczę wam szczególnie tych Bałkanów – byłem tam tylko raz i urzekły mnie – szczególnie Sarajewo i Albania oraz góry Czarnogóry.
Czarnogóra ma piękne tereny, ale tamtejsze drogi, to najczęściej „jazda bez trzymanki”. Gdy byliśmy tam pierwszy raz chyba 6 lat temu, to pewnie właśnie wtedy dostałam pierwszych siwych włosów. :O Za to Albania miło nas wtedy zaskoczyła i gdyby nie odległość, pewnie już wcześniej byśmy tam wrócili.
PS. Dawid, dziękuję, że tutaj nadal zaglądasz. Jak widać nie wróciłam do formy. Myślałam, że taka wyliczanka mnie rozkręci, ale jak widać ani farmaceutyki ani inne metody na mnie nie działają. :/ Tym bardziej dziękuję, że się odzywasz. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
Wiesz ja lubię, jak piszesz i lubię Twoje zdjęcia na Instagramie, niektóre są naprawdę inspirujące. Wiem, że piszesz wtedy, gdy jesteś w lepszej formie, więc co jakiś czas sprawdzam, czy jesteś 🙂
Dziękuję za miłe słowa. Wiesz, na konto na Instagramie -Fragmentator wrzucam zdjęcia raczej po to aby „zagadać” do instagramowych koleżanek. Te zdjęcia są zazwyczaj takie typowo babskie, to miło, że Cię to nie odstraszyło. 😀 Myślałam, że będę miała więcej zapału i na poważnie potraktuję konto Fragmentypodróży, ale przyznaję, że o nim zapominam. Specjalnie dzisiaj tam weszłam i znalazłam Twoje konto. Cieszę się, że je założyłeś. Teraz tylko ja muszę pamiętać o tym profilu, aby widzieć Twoje publikacje. 😀
Moje poznawanie się z instagramem jest bardzo bolesne, ale zaparłem się, że się nauczę i już 🙂
Twoje zdjęcia są takie instagramowe, ale gdy u innych wygląda, to przeciętnie i nudnawo, twoje naprawdę przyciągają uwagę.
Na Instagramie jest wiele przepięknych kont, ja jestem bardzo nisko w hierarchii. 😉 Ale problem polega na tym, że trudno te konta znaleźć wśród tylu tysięcy, a może milionów??? innych. Ja czasami przeglądałam listę kont, które obserwują profile, które lubię lub po hasztagach. Ale to wszystko żmudna robota. Poza tym w pewnym momencie uznałam, że ani nie jestem w stanie więcej obserwować, ani więcej komentować, a nawet reagować na komentarze u mnie. Nie wiem jak ludzie radzą sobie z wielotysięczną publiką??? Ja przy tej garstce aktywnych obserwatorów, nie zawsze na bieżąco zauważam komentarze i w efekcie odpowiadam po czasie. Wszystko zależy od priorytetów. Ja najwidoczniej nie będę nie tylko poważnym blogerem, ale poważnym instagramerem również nie. 😉
Wow! Sporo miejsc zwiedziliście w tak krótkim okresie. Piękne zdjęcia. A ilość pomimo trzech sprzętów i tak imponująca.
Moje wakacje. Hmmm… W tym roku spędziłam i nadal spędzam je na praktykach i poza krótkim wypadem w słowackie Tatry nic więcej się nie działo 🙂
Wiem, że tego nie widać, ale podglądam nie tylko Twój Instagram, ale bloga także, wiem zatem i o Twoich praktykach i o wypadzie w Tatry. 😀 Długo jeszcze będziesz na praktyce, a później jakie plany – stała praca?
Prawdziwi z Was podróżnicy!!!!
Raczej turyści, zwiedzacze niż podróżnicy, ale dziękujemy serdecznie. :*
Witam, widzę , że była Pani w Kavaje, a dokladnie czy to Qerret? Wygląda bardzo podobnie jak miejsce do ktorego wybieramy się w tym roku. Można prosić o wskazówki co warto zobaczyć…pierwszy raz wybieramy się do Albanii, a niewiele jest informacji o tym konkretnym miejscu. Dziękuję.
Dzień dobry, nasz apartament znajdował się w Qerret. Kavaje to było najbliższe miasteczko. Jeżeli chodzi o atrakcje w samej Albanii, to jest ich niewiele. My przede wszystkim zwiedzaliśmy w drodze do i z Albanii. Natomiast sam pobyt w Qerret był dla nas przede wszystkim odpoczynkiem. Byliśmy oczywiście w Tiranie, pojechaliśmy też do Berat oraz Durres. Żadnego z tych miejsc nie można moim zdaniem nazwać wielką atrakcją turystyczną, ale było przyjemnie. Durres podobał nam się przede wszystkim wieczorem i był lepszą bazą restauracyjną, bo w samym Qerret (poza dwoma średnio udanymi odstępstwami) jedliśmy właściwie cały czas w tym samym miejscu. My pierwszy raz byliśmy w Albanii dobrych kilka lat temu i już wtedy mieliśmy dobre wspomnienia, chociaż jakość dróg i sposób jazdy tamtejszych kierowców potrafią dać się we znaki. Ludzie tam nadal wolą żywą gotówkę od płatności kartą, w mniejszych miejscowościach trudniej o angielski, ale ludzie są przyjaźni i otwarci. My w tym roku rozpatrywaliśmy powrót tam, ale ze względu na naszą przeprowadzkę do Stanów, musieliśmy wakacyjne plany całkowicie odpuścić. Ale całą rodziną bardzo dobrze wspominamy tamten pobyt. Życzę udanego odpoczynku i dobrych wrażeń.
PS. Wydaje mi się, że właściciel naszego apartamentu polecał nam jeszcze jakieś miejsce, ale to było na tyle daleko, że my nie zdecydowaliśmy się tam jechać. Niestety nie pamiętam nazwy. Ale z pewnością ludzie na miejscu coś podpowiedzą. 🙂
Dziękuję bardzo za odpowiedż. Pozdrawiam