Trzy tygodnie temu dotarł wreszcie kontener z naszymi rzeczami. Chaos jaki u nas zapanował, jeszcze bardziej mi uzmysłowił, że minimalizm ma swoje zalety. Może nie tak skrajny, jak w naszym przypadku, bo spanie na podłodze szybko przestaje być atrakcją, ale poza tym „biwakowanie” w mieszkaniu nie jest takie straszne.
Nasze meble i rzeczy zostały zapakowane do kontenera 8 czerwca. Od tego czasu Chłopaki nie tylko nie mieli swoich łóżek, ale pozbawieni byliśmy 99% naszego dobytku. Teraz łóżka są. I masa innych rzeczy. A ja muszę przyznać, że tak jak czekałam na pojawienie się kontenera, tak szybko zatęskniłam za przestrzenią, luzem w szafach i oraz łatwością sprzątania pustego mieszkania.
Nie zrobiłam sesji zdjęciowej szwajcarskiego mieszkania, ale cyknęłam telefonem parę zdjęć i filmików w trakcie rozpakowywania i urządzania tej przestani na nowo. To mieszanina starych mebli w całkiem innym układzie niż to wyglądało przed wyjazdem do USA. Wszystko stanęło na głowie, bo dom w Stanach upewnił mnie w dwóch rzeczach:
- mając w domu trzech wielkich mężczyzn, dwie małe sofy to za mało do komfortowego oglądania telewizji,
- okno w pokoju, który przez większą część roku służy za domowe biuro, to nie jest zachcianka, tylko powinność.
W następstwie tych objawień, w salonie stanęły 3 sofy, co nie tylko go zagraciło, ale wymusiło całkowicie inne ustawienie wszystkich pozostałych mebli. Chociaż salon stracił na wizualnej lekkości i przestrzeni, to o dziwo zyskał na wygodzie i funkcjonalności.
Domowe biuro powędrowało do najmniejszego z pokoi frontowych (czytaj z normalnymi oknami), a to uruchomiło lawinę. Ponieważ wcześniej był to pokój Igorka, Igorek dostał dawny pokój Bartka. Bartek dostał naszą sypialnię, a my musieliśmy sypialnię przenieść do najmniejszego i najciemniejszego pokoju w mieszkaniu, który znajduje się na jego tyłach.
Lekki zawrót głowy, ale Chłopaki są zadowoleni, a ja uznałam, że z sypialni i tak korzystamy jedynie w celach łóżkowych (tak, wiem, jak to brzmi?), to ciemny pokój nie powinien być problemem. Teraz wiem, że nie jest to do końca prawda, bo brak dostępu do naturalnego światła, zaburza odbiór pory dnia. Zimą, gdy dzień i tak zaczyna się później, pewnie to mniejszy problem, ale latem brakuje mi budzenia przez naturalne światło.
Uważam jednak, że duże pokoje Chłopaków oraz widne domowe biuro, szczególnie w czasach wymuszonego zapotrzebowania na pracę w trybie home office — rekompensują ciemną sypialnię. Nadal trochę dziwnie czuję się w mieszkaniu, które niby wygląda po staremu, a jednak jest inne. Pewnie to siła przyzwyczajeń. W końcu w poprzednim układzie mieszkaliśmy ponad 10 lat.
Mieszkanie niestety wymaga dużych prac remontowych, wymiany sprzętów, podłóg, renowacji łazienek, zmiany układu oświetlenia. Po dwóch latach naszej nieobecności w opłakanym stanie jest taras, który wymaga generalnego remontu, włączając w to zrywanie płyt, wymianę lub naprawę podłoża, wywóz oraz wymianę wszystkich donic i roślin. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, na tę chwilę odsuwam to wszystko od siebie.
Wróciliśmy. I musimy dawać sobie radę z tym, co jest. Stan mieszkania to nie jedyny temat, z jakim się trzeba mierzyć po dwuletniej nieobecności i powrocie do… obcego kraju. Bo owszem, wróciliśmy w miejsce, które znamy, ale mieszkamy w kraju, którego obywatelami nie jesteśmy i to zawsze niestety ma znaczenie.