Nie wiem, czy nadal mamy cztery pory roku, jeżeli nawet, to z całą pewnością proporcje między nimi są poważnie zachwiane. Korzystając z tego, że jakimś cudem przestało padać postanowiłam porobić zdjęcia roślin na tarasie. Jak zawsze co jakiś czas robię sobie takie archiwum – dla porównania zachodzących zmian.
Przyznaję, że z czasem mój zapał do wnoszenia na taras kolejnej donicy, kilogramów ziemi, kamyczków itp. lekko topnieje. Po każdym sezonie zimowym i tak odnotowuję straty (czy to z powodu mrozu, czy zbyt dużej wilgoci) i w efekcie i tak sporo donic zionie pustką.
Najtrudniejsze w uprawie ogrodu w donicach, wcale nie jest zmaganie się z warunkami pogodowymi, ale usuwanie roślin z donic! Naprawdę – jest to tak ciężka i niewdzięczna praca, to przede wszystkim stopuje mój zapał.
Roślinę, która porządnie zakorzeniła się w donicy, jest tak ciężko później z niej wydobyć, że wszelkie przesadzanie, czy wyrzucanie tych obumarłych to, ogromny wysiłek fizyczny. Pod warunkiem, że chcę zachować donicę, bo oczywiście rozbicie jej, może być wyjściem, ale przecież nie mogę co sezon wymieniać nie tylko roślin, ale i donic.
Docelowo marzy mi się stały układ donic z roślinami dużymi, wieloletnimi oraz kilka mniejszych, na rośliny (głównie kwiaty i trawy) sezonowe. Mija kolejny rok, a nadal mi się to nie udało. Moja uprawa ogrodu w donicach opiera się na metodzie prób i błędów, i niestety mam wrażenie, że błędów jest ciągle więcej.
W każdym razie nowy sezon rozpoczęty. Z opóźnieniem, bo pogoda zupełnie nie nastrajała do pracy. Ziemia w donicach była tak mokra, a przez to tak ciężka, że zwyczajnie nie byłam w stanie usunąć starych roślin. Chwytanie bezdeszczowych chwil znacznie wydłużyło pracę, ale lepiej późno niż wcale – przecież to już maj!