Przez lata użytkowania systemu Windows „grzebałam” w komputerach, chyba w każdy możliwy sposób. Kompletnie się na tym nie znając. Szukając rozwiązań, często dostawałam bardzo skomplikowane instrukcje, co należy zrobić, gdzie się wedrzeć, gdzie pozmieniać. Robiłam to, nie rzadko z zadowalającym efektem.
Jednak (wraz z wiekiem) zapragnęłam komputera „po prostu używać”. Nie chce mi się go dogłębnie poznawać. Nie mam ochoty tolerować jego kaprysów. Niech on się dostosuje do mnie, a nie ja do niego. Niech on coś zrobi dla mnie, nie oczekując niczego w zamian. Niech po prostu będzie – zwarty, gotowy, cichy, chętny do pracy i… a niech tam, przystojny. Oczekując „księcia z bajki” zdecydowałam się na Maca.
Nie będę ukrywała (mimo iż, dla nas kobiet podobno wygląd się nie liczy lub liczy się mniej) w tym wypadku „powierzchowność” miała znaczenie, bo co tu dużo mówić – przystojniak ten Mac. 😉
Nie bez znaczenia jest również fakt, że tu gdzie mieszkam, zakup sprzętów ze stajni Apple nie jest uznawany za szpanerstwo czy „religię”. Nie jest może równy sprzedaży produktów z systemem Windows, jednak patrząc po domach znajomych czy wśród rówieśników moich dzieci – nie jest to z pewnością nisza rynkowa.
Ja chcę komputera „zwyczajnie używać” i wydaje mi się, że nie mam wygórowanych wymagań (nie musi opuszczać klapy w toalecie i wrzucać skarpet do kosza na pranie). Ale musi być sprawny i powinien mnie słuchać, a przynajmniej się ze mną liczyć.
Mimo pewnego niepokoju, wkroczyłam w świat OS X. Ostatecznie do tego kroku przekonało mnie zmęczenie (blisko dwudziestoletnią) walką z systemem Windows.
Wiem, że wiele osób zapewne uważa, że mogłam pocałować jakąś windowsową żabę i spróbować zamienić ją w królewicza, ale ja zwyczajnie już nie chciałam, a ponieważ dostałam taką szansę – wybrałam iMac i wtedy się zaczęło…
Jeżeli system OS X jest tak intuicyjny jak go zachwalają – śmiem twierdzić, że prawdopodobnie JEST taki, ale dla osób nieskażonych Windowsem. Ja jednak do takich nie należę. Myślę, że obciążenia wyniesione z poprzedniej współpracy, nie pozostają bez wpływu na moje obecne układy z nowym (dla mnie) systemem.
Miewam chwile zwątpienia, ale i chwile objawienia. Po czasie zdumiewa mnie obecność pewnych rozwiązań, choć nadal denerwuje odmienność innych. Małymi kroczkami wchodzę w to głębiej, angażuję się, zaczynam ufać.
Jako kobietę skusiła mnie legendarna intuicyjność i łatwość obsługi tego systemu, ale nie powiem, że idzie mi jak po maśle. Z tego też powodu pewna część wpisów „IT” będzie zapewne poświęcona właśnie temu systemowi. Ja sobie zrobię notatkę, podeprę kulejącą pamięć, a może jeszcze Komuś się przyda.
Będzie bez fanatyzmu, ale i bez uprzedzeń.
Za to raczej czysto technologicznie, dlatego obiecuję – niezbyt często.
Wpis pochodzi z archiwum mojego pierwszego bloga. Jest jednak nadal aktualny i 'ku pamięci' trafił na nowe blogowe miejsce.