Przewrotny tytuł, bo wakacji w tym roku nie mieliśmy, ale ponieważ podsumowanie dotyczy lipca i sierpnia, przewrotnie jednak pasuje. Oba miesiące były bardzo intensywne – pracowite i… wyjazdowe. Może nie typowo wakacyjne, nie urlopowe, ale wyjazdowe.
Lipiec 2018
Lipiec to przede wszystkim przegląd rzeczy, kursy na wysypisko oraz do puszek Czerwonego Krzyża. To pakowanie kartonów, malowanie i gruntowne porządki w naszym szwajcarskim mieszkaniu. To także egzystowanie w minimalistycznym otoczeniu, po tym jak kontener z naszymi rzeczami wyruszył w rejs do Stanów Zjednoczonych.
W lipcu byłam z Chłopcami w Polsce. Po tym jak rzeczy zostały spakowane, my zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę. To była moja druga samodzielna jazda do Polski. Pierwszy raz przejechałam całą trasę na raz. Tylko dlatego, że w Łodzi musieliśmy być na konkretny dzień i godzinę.
Po wyściskaniu najbliższej rodziny, co zajęło nam 4 dni, wsiedliśmy ponownie w samochód, ale tym razem trasę pokonałam w dwóch odcinkach. Po powrocie jeszcze kilka dni spędziliśmy w prawie pustym mieszkaniu, a 21 lipca ruszyliśmy w naszą podróż do Stanów Zjednoczonych.
Ponieważ umowę na wynajęcie domu mieliśmy podpisaną od 1 sierpnia, początkowo mieszkaliśmy w hotelu. W tym czasie, na dwa dni (w ramach wakacji) pojechaliśmy na Florydę, do Panama City Beach. Ten wyjazd mocno nas rozczarował, ale jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że to dopiero przygrywka…
Sierpień 2018
1. sierpnia zamieszkaliśmy w wynajętym przez nas domu. Z kilkoma walizkami oraz dwoma materacami i łóżkiem, które “na szybko” kupiliśmy w IKEA. I to był chyba najfajniejszy okres od przybycia do Stanów Zjednoczonych. Bo chociaż dom był niemalże pusty, to wtedy jeszcze drzemały w nas spore pokłady nadziei i optymizmu.
6. sierpnia rozpoczął się tutaj rok szkolny, a nasi Synowie pierwszy raz wsiedli do żółtych autobusów. I chociaż to tego dnia najbardziej się obawiałam, to Chłopaki w szkołach radzą sobie lepiej niż dobrze. Za to dla nas każdy kolejny dzień, był już zjazdem po równi pochyłej.
Załatwienie takich spraw jak wywóz śmieci, założenie konta bankowego, wizyta w jakimkolwiek urzędzie, podłączenie internetu w domu czy nawet teoretycznie proste czynności typu tankowanie, zakupy czy wizyta u fryzjera, to każdorazowo wyzwanie dla ostatnich pokładów cierpliwości jakie w nas jeszcze zostały.
Wracając do posumowania. W ostatni weekend sierpnia pojechaliśmy do Savannah.Chociaż pogoda była kapryśna i zasnute chmurami niebo ciągle groziło użyciem parasoli, był to przemiły akcent na zakończenie tego miesiąca. Ciężkiego fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie.
To były nietypowe wakacyjne miesiące. Chcę Wszystkich uspokoić, że chociaż Ameryka nadal stanowi dla nas ogromne emocjonalne wyzwanie, to usilnie staram się walczyć i nie dać zwariować. Wiem, że początki są zawsze trudne. Średnio mnie to pociesza, jednak przypomina, że my ciągle jesteśmy na początku tej naszej amerykańskiej przygody, bo w Stanach jesteśmy nieco ponad miesiąc.