Dzisiaj w Szwajcarii obchodzony jest odpowiednik amerykańskiego Dnia Niepodległości.
1 sierpnia to Narodowe Święto Szwajcarii. Przez cały lipiec sklepowe półki oblepione były czerwono-białymi akcesoriami. Lampiony, świeczki, kubki, serwetki, chorągiewki i wszystko inne, gdzie na czerwonym tle można umieścić biały krzyż.
To, i oczywiście fajerwerki. Bo to jeden z dwóch dni w roku, kiedy wszelkie świetliste i huczne wystrzały są dozwolone, wręcz miło widziane. Wiele gmin stara się urządzać własne pokazy sztucznych ogni, chociaż oczywiście najbardziej efektowne widowiska organizowane są w największych szwajcarskich miastach.
A tak przy okazji dużych miast.
Czy wiecie, że stolica Szwajcarii* jest dopiero piątą aglomeracją w kraju pod względem wielkości populacji? Berno wyprzedzają: Zurych, Genewa, Bazylea i Lozanna. Wspominałam przy okazji spaceru po berneńskiej starówce, że jak na stolicę, miasto rzeczywiście jest bardzo kameralne. Może nie powinnam się temu dziwić, skoro mieszkamy w kraju, który jest 7,5 razy mniejszy od Polski.
Tym razem nie ma nas na obchodach Narodowego Święta Szwajcarii. Dzisiaj zakończyliśmy część stacjonarną urlopu i właśnie wsiadamy do samochodu, aby dosyć krętą drogą wrócić do domu.
Nasze wakacje dobiegają końca. Chłopcy powoli muszą oswajać się z myślą o powrocie do szkoły. A u Was wakacje w pełni. Urlop już był, jest czy będzie?
* Tak po prawdzie, to Berno nie jest stolicą Szwajcarii. Aby nie urazić któregoś z kantonów, formalnie nigdy nie ogłoszono stolicy. Ale chociażby dlatego, że to w Bernie obraduje parlament, to właśnie Berno pełni funkcję stolicy Szwajcarii.