Dzisiaj w towarzystwie Mojej Siostry i Jej Mężem obejrzałam „Czas na miłość”. Wyjście było spontaniczne, nie miałam właściwie pojęcia na jaki film idziemy, ale liczyłam na to, że skoro wybierała Siostra to będzie to coś pozytywnie nastrajającego.
Zaczęło się sympatycznie, ale gdy na ekranie padła deklaracja o podróżach w czasie, a główny bohater wszedł do szafy, aby sprawdzić, czy to możliwe – byłam przerażona…
Dawno nie byłam w kinie i wystraszyłam się, że właśnie oto oglądam jakąś głupkowatą i płytką historyjkę – bo jak tu zrobić wartościowy obraz o zaciskaniu pięści w ciemnej szafie. Otóż można!!!
To zasługa.
- Nietuzinkowej obsady – Domhnall Gleeson (Tim), Rachel McAdams (Mary) i Bill Nighy (ojciec).
- Nieschematycznego scenariusza – Richard Curtis.
- Prostej historii ukrytej w niekonwencjonalnej formie
- Oraz błyskotliwego reżysera (Richard Curtis) – twórcy takich smaczków jak Cztery wesela i pogrzeb, Notting Hill czy dwa filmy o perypetiach Bridget Jones.
Jestem pod wielkim wrażeniem, że w bajkowej formule i starej jak świat, romantycznej historii, można było zawrzeć dramat, komedię, romans i Sci-Fi.
Film “Czas na miłość” pokazuje jak ważna jest celebracja każdego dnia, docenianie chwil i odnajdywanie radości w zwyczajnej codzienności. Próbuje przekonać, że nie potrzebujemy fajerwerków aby życie było piękne, wystarczy trochę zwolnić i zauważać drobiazgi, które często decydują o urodzie i wartości naszych przeżyć.
Polecam! To historia z kategorii must-see.