Wakacje 2017-dzień 8
Nie ma co ukrywać, stacjonarną część urlopu staramy się przede wszystkim przeleżeć. Leżak na plaży, leżanka na tarasie, kanapa w salonie, łóżko w sypialni – pozycja leżąca mile widziana. W końcu mamy wakacje!
Przedwczoraj mimo upału wybraliśmy się do Tirany i przyznam, że to było wyzwanie. Upał w mieście był morderczy, powrót tutaj zbawienny.
Następne zwiedzanie w pochmurny dzień albo wcale. Ja chyba robię się za stara na takie temperatury.
Za to dzisiaj wieczorem pojechaliśmy do Durrës. Przede wszystkim w poszukiwaniu kulinarnej odmiany, bo właściwie ciągle jemy to samo, w tym samym miejscu.
Nie wiem, czy chodziło o godzinę czy miejsce, ale trudno było znaleźć miejsce, w którym można coś zjeść poza deserem popitym kawą. W końcu się udało i było wykwintnie. To też jakaś odmiana, chociaż mimo wszystko nie o to nam chodziło.
Samo Durrës nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Tłoczno i głośno, ale, prawdę mówiąc, poza miejscem na kolację, nie rozglądaliśmy się po mieście za innymi atrakcjami.
W prognozach na jutro zachmurzenie, a nawet deszcz. Szybko przyjdzie mi dotrzymać obietnicy o zwiedzaniu w pochmurny dzień. Ponieważ plażowania siłą rzeczy, a raczej natury, nie będzie, w planach mamy wypad do miasta Berat.