Marzec. Chociaż pełen był najróżniejszych wydarzeń, to przeszłam przez niego trochę jak w letargu. Najpierw chorobowym, później remontowo-porządkowym, a na koniec świątecznym. A to i tak nie wszystko…
Okazje do świętowania
Marzec jest u nas miesiącem uroczystości. Zaczynając od 2 marca, kolejno imieniny obchodzą: Mój Mąż (Radosław), Moja Mama (Katarzyna), a kolejkę zamykam ja. W marcu 2002 roku, w dniu moich imienin na moim serdecznym palcu pojawił się pierścionek zaręczynowy. To w marcu pierwszy raz zobaczyłam Szwajcarię.
W tym roku imieninowe kwiaty i upominek dla Mamy mógł osobiście wręczyć Mój Mąż, bo akurat tego dnia rozpoczynał służbowy pobyt w Łodzi. Jednak najważniejszą uroczystością miesiąca zawsze są
Urodziny Igorka
W tym roku jeszcze bardziej wyjątkowe, bo 10! W zeszłym roku Igorek zapragnął zobaczyć Londyn, ponieważ jako jedyny z rodziny nie widział jeszcze Anglii. Tak bardzo spodobał Mu się weekendowy wypad z Tatą, że zapytany co następnym razem chciałby zobaczyć, ku naszemu zaskoczeniu bez zawahania padł kierunek – Nowy Jork.
Pamiętam, że pomyślałam wtedy, może kiedyś… za 10, 15, 20 lat. Jak zniosą wizy, jak bilety będą tańsze, jak Igorek będzie starszy (dużo starszy). A najpewniej wybierze się tam sam, gdy będzie już dorosły i samodzielny.
Gdy przyszedł czas zastanawiania się nad urodzinowym prezentem i nic sensownego nie przychodziło nam do głowy, powiedziałam do Męża – a może Nowy Jork? Zaproponowałam męski wypad tylko we dwójkę.
Dlaczego? Bo taniej, bo ja nie mam wizy, bo mam dobre serce i jakoś przełknę fakt, że ja jeszcze nigdy nie widziałam Stanów. Pomysł chwycił i zaczął się wyścig z czasem.
Przy napiętym terminarzu wyjazdowym Mojego Męża. Przy szkolnym obowiązku, bardzo poważnie traktowanym przez szwajcarskie szkoły. Przy braku wizy w paszporcie Igorka. Przy cenach biletów zmieniających się niemalże z godziny na godzinę.
Bywały momenty, że wydawało się, że trzeba będzie odpuścić. Jednak Mój Mąż jest z tych mężczyzn, co jak trzeba góry potrafią przenosić. Wszystko w bardzo krótkim czasie zorganizował i zaplanował w najdrobniejszych szczegółach.
Nawet ambasada amerykańska nam sprzyjała, bo Igorkowy paszport z wymaganymi dokumentami wysłaliśmy w środę, a w sobotę rano paszport z amerykańską wizą wyciągnęliśmy ze skrzynki.
Może urzędników wzruszyły nasze wyjaśnieniem, że Igorkowi z okazji 10 urodzin akurat ich kraj chcemy pokazać.
Na tydzień przed wyjazdem wręczyliśmy Igorkowi prezent. Wydruk amerykańskiej wizy i bilet.
To co działo się później trudno opisać. Spełniliśmy marzenie Igorka. Wiza, samolot, hotel, plan zwiedzania to ważne, ale… radość twojego dziecka – bezcenna!
Remont u Bartusia
W tym czasie, gdy chłopaki zwiedzali Nowy Jork. Ja postanowiłam zrobić remont u starszego z braci. Właściwie to nie, najpierw postanowiłam znaleźć zgubiony klucz.
Mój Mąż wyśmiewa logikę kobiecą, bo dla mężczyzny to zbyt duża abstrakcja, aby od zgubionego klucza przejść do remontu pokoju. Ale to się naprawdę ze sobą łączy.
A aby pokazać zakres prac już dzisiaj możecie zobaczyć, że pokój Bartusia wygląda teraz tak
a tak wyglądał, gdy zaczynałam szukać klucza.
Wiosenne porządki
Jestem w 100% pewna, że tegoroczny szał wiosennych porządków dopadł mnie przy okazji. Wcale nie miałam ich w planach.
Właściwie to planowałam całkowicie je odpuścić. Moim chłopakom są one obojętne i nie miałam szczególnych powodów do tak szeroko zakrojonych czystek.
Ale najpierw porządki wymusił remont, później okazało się, że będziemy mieć na święta gości, a… a taras o tej porze roku i tak zawsze trzeba umyć.
Przed myciem tarasu trzeba zrobić najbrudniejszą robotę. Poprzestawiać donice. Przesadzić rośliny. Do tego potrzebne są worki z ziemią i nowe rośliny, które przez sam środek salonu trzeba przenosić.
Po umyciu tarasu muszę zawsze umyć okna, bo są straszliwie zachlapane i ubłocone.
Ciąg porządkowy tak mi się jakoś układa, że zawsze jeszcze o komórkę zahaczy. A kończy się na wielkim praniu, wietrzeniu i myciu wszystkiego. Wiosna przecież idzie!
Święta, święta i po świętach
Gdy po porządkach w domu i wiosenno-świątecznym dekorowaniu mieszkania, przytargałam do domu 7 toreb ze spożywczymi zakupami, można było zacząć Święta.
Dwa lata temu pierwszą część Świąt Wielkanocnych spędziliśmy w Paryżu. W zeszłym roku pojechaliśmy do Polski. W tym roku nigdzie się nie ruszaliśmy, ale za to mieliśmy gości z Polski.
Tegoroczna Wielkanoc wypadła bardzo wcześnie. Marcowa pogoda nas nie rozpieszczała, ale podarowała jeden prawdziwie słoneczny dzień. Dzięki temu w Wielką Sobotę mogliśmy wybrać się ze znajomymi do Alzacji. Kawę wypiliśmy w Riquewihr, a obiad zjedliśmy w Colmar.
W Wielką Niedzielę wpadliśmy na spacer do szwajcarskiej (nie)stolicy, czyli Berna. Święta były spokojne i bardzo przyjemne.
I mamy kwiecień. U nas nadal mało słoneczny i średnio wiosenny. Czekam na kwitnienie sadu, który widzę z okien. Może go w tym roku nie przeoczę. A Wasz marzec jaki był?