Igorek po powrocie ze szkoły, ze szczegółami opowiada przebieg swojego dnia. Zazwyczaj chodzi o to, co powiedziała pani, co zrobił kolega X i gdzie Igorek tym razem się wywrócił.
Najczęściej spotyka to Małego w okolicach szkoły, ale muszę mieć dokładnie opisane miejsce jego ostatniej stłuczki z „Boden”. Czyli z ziemią, chodnikiem lub jak często mówią chłopcy z podłogą – chociaż chodzi o upadek poza domem. A wszystko przez szerokie znaczenie tego słowa: der Boden – dno, dół, gleba, grunt, poddasze, podłoga.
Dzisiaj Igorek nie zaliczył zderzenia z Boden, ale oczywiście miał inne historie do opowiedzenia.
Np. o tym, jak z Marko (to ten chłopiec od naleśników) zażartowali sobie z Lorenza. Otóż próbowali wmówić koledze, że Marko nie jest Marko, tylko swoim bliźniakiem, bo właściwy Marko jest z Afryce. Tak. Grubymi nićmi szyte i jak sam Igorek przyznał – Lorenz nie wyglądał na przekonanego.
Wysłuchałam całej historii, a na koniec pytam:
– Igorku, a Ty byś chciał, żeby ktoś tak z Ciebie zażartował?
Igorek jak zwykle z rozbrajającą szczerością oznajmił:
– No… jakbym wiedział, że robi mnie w konia, to nie.
Tak, ja też nie lubię być świadoma, że jestem robiona w konia. Co innego jak o tym nie wiem. 😉