Gdy 9 lipca, do naszego szwajcarskiego mieszkania przybyła ekipa, aby spakować nasz dobytek, nie przypuszczałam, że z takim rozrzewnieniem będę wspominała tamtych sześciu panów pakowaczy.
Gdy po ponad miesięcznej podróży, kontener z rzeczami stanął pod wynajętym w Stanach domem, a do drzwi zapukało trzech panów rozpakowywaczy – wiedziałam, że tym razem nie pójdzie ani sprawnie, ani lekko.
Oj działo… to był najbardziej stresujący dzień w całym etapie przeprowadzki. Może kolejny raz zaważyło doświadczenie ze Szwajcarii. Przecież w Szwajcarii się przeprowadzaliśmy, a w związku z tym mieliśmy do czynienia z takimi firmami. Wydawało się, że na tym etapie, czyli wniesienia i rozpakowania pudeł, nic zaskakującego nie może się wydarzyć.
Dzisiaj, po dwóch tygodniach, nadal się we mnie gotuje na wspomnienie tamtego dnia. Tym bardziej, że ciągle odkrywam kolejne ślady obecności tej niefortunnej ekipy. Pocięta obudowa telewizora, rozcięte obicia foteli, uszkodzony stół, ściany, podłoga.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że im to wszystko odpuściliśmy. Nigdzie tych uszkodzeń nie zgłosiliśmy, pomimo opłaconego ubezpieczenia. Mieliśmy już dosyć walki i użerania się z przedstawicielami firmy przeprowadzkowej.
Wolę pomyśleć (kiedyś) o wymianie pociętych przy rozpakowywaniu rzeczy, wolę pomalować ściany wynajmowanego przez nas domu, wolę setny raz wypucować podłogę – niż mieć jeszcze jakikolwiek kontakt z tą firmą.
I nie jest pocieszeniem fakt, że ciężar komunikacji z amerykańskimi urzędami, instytucjami i firmami wziął na siebie Mój Mąż. Gdy widzę jak wygląda tutaj załatwianie spraw np. u dilera samochodowego czy w banku, mnie samą łapią skurcze żołądka i tiki nerwowe. Nie pytajcie jak znosi to Mąż.
Przylecieliśmy do Stanów ponad miesiąc temu i chociaż wiem, że to ciągle są początki, to przyznaję, że chyba nikt z nas nie spodziewał się, że tak będą one wyglądały. Bo, że będzie ciężko, tego się spodziewaliśmy. Tylko zaskakuje nas fakt, o co się w tej Ameryce potykamy.
Na zdjęciach dom w obecnym stanie. Zdjęcia upiększają – nie jest tak czysto, nie wszystkie pudła są rozpakowane, nie wszystkie rzeczy znalazły miejsce, a kilka mebli trzeba będzie dokupić. I chociaż łatwiej się tu teraz funkcjonuje, to trzeba przyznać, że trochę mi brakuje tego minimalizmu sprzed przyjazdu kontenera.