Ten wpis będzie bardzo obrazkowy. Zdjęcia leżały na dysku mojego komputera już bardzo długo, bo ciągle wydawało mi się, że nie wypada ich tutaj zamieszczać. Chociaż już dawno sama przed sobą przyznałam, że nigdy nie będę poważnym blogerem, ciągle z tyłu głowy słyszę, że posty powinny być wartościowe i ponadczasowe… dla czytelnika.
Ten post jest wartościowy i ponadczasowy dla mnie. Z chęcią zajrzę do niego za rok i więcej lat, bo lubię patrzeć jak zmienia się nasze mieszkanie. I chociaż nie jest to blog wnętrzarski, a nasz salon w niczym nie przypomina świetlistych, czarno białych wnętrz królujących na Instagramie – to ja zwyczajnie lubię to nasze miejsce na ziemi.
Gdy 9 lat temu biegaliśmy po sklepach z kaflami i armaturą, jeszcze chyba do końca nie wierzyłam, że tu zamieszkamy. I chociaż, a może dlatego, że wtedy mieliśmy szare podłogi, białą kuchnię i monochromatyczne wnętrza, to w tym mieszkaniu Mąż zapowiedział – żadnych szarości.
Jedynym wspomnieniem z poprzedniego mieszkania były szare kanapy, które służyły nam 10 lat. I były genialnym tłem dla mojej kolekcji poduszek, którą czasami tu pokazywałam, a która w żaden sposób się nie odnajduje na nowych beżowych sofach.
I chociaż jak prawie każdy, kto się kiedyś urządzał, dzisiaj to i owo pewnie bym zrobiła inaczej. A przede wszystkim byłabym bardziej stanowcza w rozmowach z wykonawcą. To nadal uwielbiam nasze mieszkanie. I w tajemnicy zdradzę, że chociaż z uporem maniaka podglądam na Instagramie wnętrza o skandynawskim klimacie, to nie jestem pewna, czy sama na co dzień bym się w takiej ilości bieli ponownie odnalazła.
Ponieważ Mąż systematycznie przypomina mi: „żadnych więcej mebli”, bawię się albo dodatkami, albo przestawiam to co jest. I chociaż czasami chodzi mi po głowie przemalowanie sprzętów, to kolejny raz zabiorę się za przemalowanie ściany i zmianę poduszek na kanapach. Dlatego ku pamięci – na zdjęciach salon w tegorocznej letniej jeszcze odsłonie.
Nasze poprzednie mieszkanie w porównaniu z tym było bardziej „sterylne”. Może to była kwestia dodatków, a może większej ilości bieli i szarości. Jestem ciekawa czy ktoś z Was ma takie typowe biało czarne mieszkanie w skandynawskim lub bardzo zbliżonym klimacie?