Chociaż pogoda grudniowa momentami bardziej przypominała jesień, a czasami nawet wiosnę, to u nas w domu już 28 listopada stanęła choinka. Chociaż jak co roku, obiecywałam sama sobie, że jej nie będzie, bo przecież na święta i tak wyjeżdżamy. Choinka stała grubo ponad miesiąc, bo rozebrałam ją dopiero kilka dni temu.
Tegoroczny układ ferii świąteczny był dla nas bardzo niekorzystny i do ostatniej chwili rozważaliśmy pozostanie na święta w domu. Ostatecznie wsiedliśmy w samochód o godzinie 0:00 w sobotę i to była wyjątkowo dobra decyzja, bo ruch w nocy był mniejszy i dopiero po przekroczeniu polskiej granicy, tempo naszej jazdy drastycznie spadło.
I chociaż staramy się nie pokonywać trasy do Polski na raz, to tym razem tak zrobiliśmy, więc do Łodzi dotarliśmy dzień przed Wigilią, a nie jak wcześniej zakładaliśmy – w dzień wigilijny. I tu wracamy do kwestii pogody – dobrze, że pogoda bardziej przypominała jesień, a czasami nawet wiosnę.
Dobrze dla jazdy samochodem słabiej, jeżeli chodzi o świąteczny klimat. Ale z tym też można sobie poradzić. U nas w domu było słodko, pachnąco i świątecznie.
Święta spędzaliśmy w naszym rodzinnym mieście, czyli w Łodzi. I chociaż najwięcej czasu przesiedzieliśmy przy suto zastawionych stołach, to czasem wyściubialiśmy nosy na miasto. Byliśmy m.in. na wystawie poświęconej wynalazkom Leonardo da Vinci, na której najbardziej zainteresowała mnie część poświęcona polskim (zapomnianym) wynalazcom.
Do domu wracaliśmy zaraz po świętach, ale tym razem z przystankami. Zapragnęliśmy chłopcom pokazać Wieliczkę, więc nocowaliśmy w Krakowie.
Następnego dnia rano, w pierwszej grupie turystów zeszliśmy do kopalni. Bilety kupiliśmy kilka dni wcześniej przez internet. I chociaż w tym roku już dwa razy zwiedzaliśmy podziemne atrakcje, to wycieczka po kopalni soli była sporą ciekawostką. Chociaż dla naszych chłopaków chyba trochę za długą.
Po zwiedzeniu kopalni ruszyliśmy do Wrocławia. Tam nocowaliśmy, a o świcie ruszyliśmy w drogę do domu. Pierwszy raz od wielu, wielu lat przywitaliśmy Nowy Rok w domowych kapciach, na kanapie. Więc z domowej kanapy, wraz z Moimi Trzema Mężczyznami, życzę Wam
iPhone i funkcja wspomnienia
W grudniu całkowicie przez przypadek odkryłam funkcję iPhone’a, o której nie miałam zielonego pojęcia. Cóż – najwidoczniej nie jestem zbyt spostrzegawcza. Uświadomił mnie komunikat, który wyświetlił się na ekranie – masz gotowe wspomnienie, możesz je zobaczyć. Najdziwniejsze, że już nigdy później taki komunikat się nie pojawił, a nowe wspomnienia przybywają.
Jestem zachwycona funkcją wspomnienia. Telefon sam, bez udziału właściciela tworzy pokaz slajdów z materiałów, które trzymamy w telefonie. Sam dobiera zdjęcia, filmy, muzykę, a nawet nadaje tytuł. Czy to nie jest imponujące?
Gdy pokazałam tę funkcję rodzinie, wszyscy byli zaskoczeni. Dlatego wspominam o niej tutaj, bo może jacyś posiadacze iPhonów są równie spostrzegawczy jak my. Teraz gdy chcę mieć takie mini filmowe wspomnienie, sama je tworzę. Tzn. tworzę folder z wybranymi zdjęciami i… oglądam pokaz zrobiony przez iPhone’a.
Czasami zmieniam długość pokazu, muzykę, a najczęściej tylko tytuł. A ponieważ funkcję wspomnienia odkryłam w grudniu, to oczywiście najwięcej pokazów powstało na moim telefonie w zeszłym miesiącu. Poniżej przykład – filmik z Krakowa.