Pogoda nadal okropna – pada, jest zimno, a przecież mamy już czerwiec. Na autostradzie korki, a ja niespełna 21 godzin po tym jak wyszłam z lotniska (wczoraj wróciliśmy z Japonii), ponownie odwiedzam to miejsce.
Tym razem to nie ja wsiadam do samolotu tylko moi Rodzice, którzy podczas naszego wyjazdu opiekowali się chłopcami. Jesteśmy im ogromnie wdzięczni, bo tylko dzięki temu nasz wyjazd był możliwy.
Odprawa poszła nam całkiem sprawnie, czym byłam lekko zaskoczona, gdyż to zawsze Mój Mąż jest koordynatorem wszelakich wyjazdów i odpraw. Jednak Mąż za lotniskiem stęsknił się jeszcze bardziej i wsiadł w samolot do Singapuru jakieś 17 godzin temu – praca.
Ja z chłopcami, po prawie trzech godzinach spędzonych w samochodzie, jestem już w domu i próbuję walczyć z następstwami zmiany strefy czasowej – dobrze, że jutro jest niedziela.
Rozmowa z dziesięcioletnim synem, dzisiaj, przy automatach do opłat za parking.
– O, to tutaj Tata mówił brzydkie wyrazy?
(jeszcze do mnie nie dotarło, wkładam bilet, widzę sumę do zapłaty)
– Co? Tyle za chwilę postoju?
(wykrzykuję zaskoczona, Bartuś ze spokojem)
– To właśnie dlatego Tata mówił brzydkie wyrazy.
😛