Kwiecień szaleje. Rozkwitł i nieziemsko pachnie. I chociaż pędzi w zawrotnym tempie, to ja tym razem nie przegapiłam kwitnienia sadu. Wręcz przeciwnie. Zauważam każde ukwiecone drzewo. Dostrzegam najmniejszą roślinkę, która wybiła się z ziemi. Jestem. Tu i teraz.
Jestem. W tzw. realu. Pochłania mnie codzienność. W pierwszym odruchu chciałam napisać – walka z codziennością, ale staram się być optymistką. Ja wiecznie wystraszona, bojąca się o to co będzie, a przez to często tracąca to słynne i modne #tuiteraz.
Kwiecień ze swoimi letnimi temperaturami chyba wszystkich wybudził już z zimowego snu. Ja swój rytuał codziennych spacerów, musiałam przełożyć na godziny wieczorne, bo w ciągu dnia jest dla mnie za gorąco. I jak tu człowiekowi dogodzić? Jeżeli prognozy się sprawdzą, za chwilę będę marudziła na spacery w deszczu.
Przed nami jeszcze dwa miesiące wiosny. W Polsce za chwilę długi majowy weekend. Nam pozostaje go zazdrościć, bo w naszym kantonie tylko dzieci mają 1 maja wolne i tylko popołudnie. No ale my dopiero wczoraj zakończyliśmy ferie wiosenne, więc jakaś równowaga jest.
Niech wiosna nadal rozpieszcza nas kolorami i zapachami. Bądźcie tu i teraz – to naprawdę fajne!