Zaczęłam jak u Hitchcocka. Od trzęsienia ziemi, a przynajmniej mocnego tąpnięcia. Naprawdę u nas w domu nie giną skarpetki. I zdradzę na to sposób!
Długo wstrzymywałam się z napisaniem tego tekstu, co widać po wielkich publikacyjnych dziurach na blogu. Ale dzisiaj, gdy rozwieszałam w pralni (wyprane) skarpetki Mojego Męża, ostatecznie się poddałam. Zdradzę tajemnicę, skrzętnie chroniony sekret i dolary, które bym zarobiła na patencie.
Zdradzę kolejne dolary, które bym mogła zarobić, gdybym przed napisaniem lub chociaż wciśnięciem przycisku opublikuj, znalazła do tego wpisu skarpetkowego sponsora. Albo chętnego do współpracy producenta pralek, środków piorących lub chociaż spinaczy do bielizny.
Gdy teraz o tym myślę (za późno) mogłam sobie chociaż załatwić farbę do odmalowania pralni. Albo… nie przyznawać się, że mam pralnię (a raczej pralenkę) i wejść we współpracę z jakimś składem budowlanym, a może architektem wnętrz i taką pralnię najpierw zaprojektować, a później pozwolić ją sobie wybudować.
Pralenkę bym wtedy zamieniła na składzik, żeby mieć miejsce na odkurzacz. I może taki odkurzacz bym od sponsora dostała. Oczywiście w zamian za piękne zdjęcia i filmik o tym, jak sprzęt dzielnie sobie radzi w pokojach naszych synów.
Cóż, fakt, że zaraz, bez tych wszystkich apanaży, zdradzę sposób na to, aby i u Was w domu nie ginęły skarpetki, niezbicie i po raz kolejny potwierdza tezę, że nigdy nie będę poważnym blogerem. I wcale nie chodzi mi o to, że uważam zarabianie na blogu za coś złego.
Rozumiem, że jeżeli ktoś blogowanie traktuje poważnie, a tym bardziej, gdy blogowanie staje się pracą, wskazane jest, aby na tej pracy zarabiał. Życzę powodzenia i worków dolarów. Zniechęca mnie jednak widok blogów zamieniających się w tablice ogłoszeniowe, na których ląduje każdy rodzaj reklamy.
Zachwyca widok blogów, które idą pod prąd i trzymając się swojej tematyki, potrafią wytrwać i tworzyć z pasji. A gdy pasja i zaangażowanie znajdą wsparcie z zewnątrz i przy okazji współpracy powstaje prawdziwa wartość, to składam głęboki ukłon za włożoną pracę i fakt, że nie czuć w tym fałszu.
A teraz, ponieważ Czytelnika nie powinno się robić w balona, dla tych, których zwabił tu tytuł – sposób na to, aby w domu nie ginęły skarpetki:
- Wystarczy nauczyć mężczyznę, bo to zazwyczaj ich dotyczy (stwierdzone naukowo), aby nie rzucał skarpet gdzie popadnie.
- Wystarczy pokazać palcem miejsce, gdzie te skarpetki mają lądować, by nie leżały gdzie popadnie.
- Wystarczy po praniu wieszać skarpetki parami. Wtedy od razu wiadomo, że zaginionych skarpet trzeba poszukać w pralce, ewentualnie w miejscu wskazanym kiedyś palcem lub…
wydało się i okazało, że mężczyzna nie posłuchał i rzucał skarpety gdzie popadnie. W takich okolicznościach potrzebny jest patent na mężczyznę, a nie na ginące skarpetki, no i oczywiście całkiem osobny wpis.
Tekst powstawał z przymrużeniem oka i tak należy czytać większą jego część. Nie potępiam autorów blogów, którzy decydują się na różnej formy współprace. Uważam tylko, że są miejsca, które robią to lepiej, a inne gorzej.
Z przyjemnością poznam blogowe miejsca, które nie będą próbowały zrobić mnie w balona. Wtedy najmniej istotne będzie, czy wpisy stworzono we współpracy czy jedynie z bezinteresownej pasji.