Miałam wielkie plany na październik. Zakładałam, że będę pisała jeden post w tygodniu. Miałam pomysły i wyznaczony dzień publikacji, aby mnie to dodatkowo mobilizowało. Czas był przecież dobry, bo pod koniec września rozpoczęły się ferie jesienne. I co wyszło z tych planów? Jak wyglądał październik?
Ferie jesienne. Zmiana rozkładu jazdy.
Od zawsze powtarzałam, że ferie jesienne trwają u nas za długo, bo aż 3 tygodnie. I może do kogoś to moje narzekanie dotarło, niestety nie w całości. Bo jednocześnie zawsze powtarzałam, że chętnie oddam jeden tydzień z ferii jesiennych, aby chłopcy mieli o ten jeden tydzień dłuższe ferie letnie. Co przy 5 tygodniach robi różnicę.
Niestety, nasz kanton postanowił inaczej. Po prostu zabrał jeden tydzień ferii jesiennych i…
i nic. Chociaż przepraszam, w związku z tym zniknął obowiązkowy do tej pory Projektwoche. No, a w praniu się okazało – strasznie mi brakowało tego trzeciego tygodnia.
Łódź
Tylko w zeszłym roku nie pojechaliśmy na ferie jesienne do Polski. Ubiegłoroczna odmiana w postaci wyjazdu na Malediwy, była cudowna. Ale w tym roku, zgodnie z tradycją polecieliśmy do Polski. Ze względu na krótsze ferie oraz rozkład lotów Wizz Air, w Łodzi byliśmy od wtorku wieczorem do kolejnego wtorku rano.
Pobyt upłynął nam przede wszystkim na wizytach u stomatologa. Byłam też u okulisty i mam teraz okulary do czytania +0,5. Niby niewiele, a nagle literki na ekranie telefonu są wyraźne i wystarczająco duże. Z Siostrą i Szwagrem byłam w teatrze, na Szalonych nożyczkach. To był piątkowy wieczór, od soboty leżałam już w łóżku.
W czwartek przez Polskę przeszła wichura. W jej efekcie u wielu ludzi nie było prądu. U nas także. Pomijając rozważania typu – jak zagotować wodę na herbatę, nie mówiąc o ciepłym posiłku, brak internetu i pozapalane świece, to sprzymierzeńcy miłego wieczoru.
Tyle tylko, że przy okazji przemarzłam, bo nie chciało mi się iść do pokoju obok po sweter, aby tego miłego wieczoru i rozmów przy świecach nie przerywać. W piątek bohatersko wybrałam się jeszcze do teatru, ale resztę pobytu spędziłam głównie pod kołdrą. A, że nie było internetu, na blogu nie pojawił się planowany przeze mnie post.
To wystarczyło, aby cała idea październikowego blogowania padła. Tak, wiem, jestem genialna w wymówkach i usprawiedliwieniach “nie bloguję bo…”.
Jesień
Pozostała część października upłynęła mi na zwyczajnych obowiązkach oraz zachwytach nad piękną jesienią. U nas zazwyczaj ten okres jest bardzo deszczowy. Do tego stopnia, że liście często nie miały szansy nabrać soczystych barw, bo przechodziły w zgniłą zieleń, a później brąz i szybko spadały z drzew.
Tegoroczna jesień była fantastyczna. Pierwszy raz od bardzo dawna pomyślałam, że nawet bym mogła polubić tę porę roku. Na serio się nad tym zastanawiam.
Weekendy z Mężem
Mój Mąż przeszedł w tym roku samego siebie. Chłopcy są już na tyle samodzielni, że zaczęliśmy wyjeżdżać bez nich. Na razie na weekendy, ale loty często układały się tak, że do domu docierałam w poniedziałkowe popołudnie. Chłopcy musieli więc sami się obudzić, zrobić śniadanie, wybrać się do szkoły, a w przerwie jeszcze zrobić dla siebie obiad. Jesteśmy z Nich ogromnie dumni!
W minionym miesiącu Mąż zabrał mnie do Barcelony, Girony oraz Lizbony. Zaliczając przy tym piłkarskie widowiska. To pasja Mojego Męża i niewielka cena za weekendy w tak cudownych miejscach.
Moim ulubieńcem jest i ten wyjazd również to potwierdził – Lizbona.
No i mam kolejne niesamowite wspomnienie z tego miejsca.
Gdy siedzieliśmy w znajomej nam knajpce i zajadaliśmy kolejne porcje portugalskich przysmaków, Mąż tajemniczo zapytał, czy niespodziankę chcę teraz czy później. Co za pytanie??? Oczywiście, że teraz!
I w tamtym momencie dowiedziałam się, że jak wrócę do domu, to powinnam zacząć pakować kolejną walizkę, bo z okazji 15 rocznicy ślubu Mąż zabiera mnie do Wietnamu!!!
Teraz jest godzina 23:36. Za 4 godziny powinnam wstać i szykować się do wyjścia z domu, ale tym razem jestem twarda. Odpuściłam cały październik, ale nie chciałam podsumowania miesiąca pisać w drugiej połowie listopada.
Poza tym, tym wytrwałym osobom, które do mnie piszą i zaglądają tutaj, chciałam dać sygnał, że jestem. Walczę, biorę leki. Moi Chłopcy i Mąż bardzo się starają. Są wyrozumiali, pomocni i bardzo, bardzo kochający. Ja wiem, że u wielu osób pojawiło się pewnie pytanie „a niby jakie ona może mieć powody do depresji?”.
Cóż, to rozprawka na inny czas. Od dawna zbieram się do napisania takiego tekstu, bo takie pytanie usłyszałam od bliskiej koleżanki. A pewnie są inne osoby, które mają mniej odwagi i pytanie nie pada, chociaż ciśnie się na usta. Dzisiaj zostawię tutaj pierwszą z brzegu regułkę znalezioną w internecie:
W psychiatrii depresja oznacza szczególnego rodzaju zaburzenia nastroju oraz emocji. Ten szczególny charakter związany jest z uznaniem nasilenia objawów za chorobowe i koniecznością pomocy lekarskiej. Sposób przeżywania smutku oraz sytuacje go wyzwalające są różne, tak jak różne bywają reakcje ludzi.
… i idę spać. Jutro ruszam w świat. Jeśli będę miała dostęp do internetu, to wrzucę jakieś zdjęcia, może filmiki na Instagram Stories, bo nadal lubię się z Instagramem. A po powrocie zasypię to miejsce świeżutkimi zdjęciami. Już nie mogę się doczekać. 😀