Skoro ostatnio tyle pisałam o byciu prawdziwym i poważnym blogerem, postanowiłam zmierzyć się z jednym ze sztandarowych wpisów blogowych, który prędzej czy później na blogu prawdziwego blogera powinien się pojawić. Proszę bardzo o to on…
Dzień z życia blogera
7.30 zawiozłam Bartka do szkoły. Wróciłam do domu. 8.10 zawiozłam Igorka do szkoły. Wróciłam do domu. Odkurzyłam. 9.30 Zrobiłam zakupy. W 3 różnych sklepach, dlaczego nawet zwykły spożywczy asortyment się między nimi nie pokrywa. 11.00 Stoję w kuchni – smażę naleśniki, robię sos spaghetti i bigos. Może w weekend będzie mniej gotowania. 11.50 Czekam na chłopaków pod szkołą. 12.30 Sprzątam po obiedzie. Wstawiam pranie. Myję podłogę.
13.10. Zawożę Bartka do szkoły. 13.20 Podwożę Igorka do szkoły. Ma zajęcia w-f, więc musiałam podjechać pod inną szkołę. 13.50 Wpadam do koleżanki po przyprawę do bigosu. Oglądam odświeżone i na nowo umeblowane 3 pokoje dziecięce. Nawet nie siadam na herbatę. 14.30 Chodzę po czwartym tego dnia sklepie, bo tylko tutaj mogę kupić chusteczki do czyszczenia okularów. 15.05. Stoję pod szkołą. Igorek skończył zajęcia. Wracamy do domu. Szykuję jedzenie. 16.00 Odbieram Bartusia z zajęć. 16.15 Siadamy do stołu.
Tego dnia powinnam jeszcze o 17.00 zawieźć, o 18 przywieźć Bartka z angielskiego. O 19.00 zawieźć, o 19.45 przywieźć Igorka z basenu. Około 23.00 odebrać Męża z dworca. A… i powinnam wreszcie rozwiesić pranie. Trzecie pranie, które wstawiłam tego dnia. Czwarte sobie darowałam, bo zapomniałam podjechać do kolejnego sklepu, w którym mogę kupić krochmal.
Tych, którzy się nie zorientowali zapewniam, że to jeden z blogowych wpisów filarów – dzień z życia blogera. Może to dlatego, że zapomniałam robić zdjęcia w trakcie dnia. A może dlatego, że jak już uprzedzałam – żaden ze mnie prawdziwy bloger, chociaż jak wiecie bardzo się staram. 😛