Pogoda dzisiaj nie jest rewelacyjna. Niebo białe jak mleko. Słońce nie może przedrzeć się przez gęste chmury. Jest ciepło. Nie bardzo ciepło. Wzięłam jednak koc i poszłam na taras. Otworzyłam laptopa, aby napisać post na jutro. Zerknęłam ponad ekran i zaczęłam się zastanawiać – jak mogłam przegapić kwitnienie sadu?
Obiecywałam sobie, że w tym roku pójdę na sesję zdjęciową między kwitnące drzewa jabłoni. Zerkałam codziennie w jego stronę, aby jak tylko drzewa się ukwiecą, chwycić za aparat i pobiec robić zdjęcia. Przecież tak mi zależało. Przecież sobie obiecywałam. Teraz siedzę, zerkam znad monitora i zastanawiam się jak to się stało, że przegapiłam ten moment?
Życie straszliwie piędzi. Nawet tutaj, na szwajcarskiej wsi. No dobrze – w tym szwajcarskim miasteczku. 11 lat zmieniło także i to otoczenie. Jak grzyby po deszczu wyrosły centra handlowe. Nie takie jak w Polsce. Jestem łodzianką, ciężko pobić Manufakturę. Sklepy nadal pozamykane są w niedziele, ale godziny ich otwarcia w tygodniu na tyle wydłużono, że czwartkowy Abendverkauf nie robi już wrażenia.
Na chronionym pasie zieleni postawiono blok. Były protesty, petycje i co się okazuje. Nawet w Szwajcarii, w tym poukładanym i uporządkowanym świecie, można pas chroniony przesunąć.
Nie wiem jak obgadali to z ptakami, bo to ze względu na ich legowiska pas został utworzony. Chyba marnie biorąc pod uwagę ilość ptaków, która od tego czasu uderza w nasze szyby. Ptaki muszą się odnaleźć w nowej przestrzeni, my musimy pogodzić się ze zwiększonym ruchem ludzkim i samochodowym. A wybraliśmy to miejsce ze względu na ciszę.
Nie mogę narzekać. Nadal z okien mam bajkowy widok. Nigdy nie przypuszczałam, że zamieszkam w tak pięknym i zielonym miejscu. Chociaż wokoło powstają kolejne osiedla. Chociaż przybywa sąsiadów i ich samochodów. Chociaż dąb przed okami tak urósł, że kradnie cały widok z salonowych okien, to przecież nadal mam widok na coś zielonego, a nie betonowe ściany. I nadal mogę patrzeć na sad.
Nie mieszkam już na szwajcarskiej wsi, tylko w całkiem sporym szwajcarskim miasteczku. Mam 5 min do MacDonalda, Media Markt czy Obi. W pięć minut dojadę do autostrady, która poprowadzi mnie we wszystkie kierunki tego małego państwa. W godzinę dojadę do Zurychu, Lucerny Bazylei czy Berna. Tak twierdzi Google, ale zastrzega, że nie może być korków.
Dzisiaj jednak siedzę na tarasie. Tydzień temu jeszcze mieliśmy Gości. Była Komunia i uroczysty obiad. Tort bezowy i sernik z polskiego sera. I naprawdę tego dnia też patrzyłam na sad. Byłyśmy z Siostrą na spacerze. W poniedziałek wszystko ruszyło z kopyta. Szkoła, obowiązki, ale przecież zerkałam, czekałam, pilnowałam. Jak to się stało, że jednak przegapiłam ten moment?