
W tak pięknych okolicznościach przyrody…
Od przeszło 10 lat mieszkamy w miasteczku, które jest ponad 22 razy mniejsze od naszego rodzinnego miasta. Gdy tu przyjechaliśmy liczba ludności nie sięgała nawet 1,5% populacji Łodzi. Po ponad dekadzie jest bliska 2%. Chociaż jak na warunki szwajcarskie nie jest to wieś, ja nadal uparcie powtarzam, że mieszkamy na wsi.
Dowodem na to niech będą lisy chodzące po naszej ulicy lub sarny, które można spotkać na schodach naszego bloku. Wyobrażacie sobie – między naszymi blokami biegają sarny. 🙂 Nie sposób nie wspomnieć o niezliczonej ilości ptactwa, gdyż tuż pod nosem mamy fragment chronionego pasa zieleni, który właśnie z myślą o ptakach został utworzony.

Po latach mieszkania w tak pięknych okolicznościach przyrody… i niepowtarzalnej… 🙂 nie wyobrażam sobie codziennej egzystencji w wielkim mieście. Co nie znaczy, że nie tęsknię za pewnymi aspektami miejskiego rezydowania. W końcu większą część swojego życia byłam mieszczuchem. Takim prawdziwym. Nawet nie lubiłam jeździć z Rodzicami na działkę. 😛

Mimo tego, że przyzwyczaiłam się do życia w małym miasteczku i zdaję sobie sprawę z szeregu zalet jakie taka lokalizacja ze sobą niesie, są pewne rzeczy, za którymi nadal tęsknię, których mi brakuje. Mogłabym wymieniać takie oczywistości jak tylko jedno kino czy brak filharmonii. Brak centrum handlowo-usługowo-rozrywkowego typu Manufaktura lub deptaku o klimacie ulicy Piotrkowskiej.

Jednak nie o narzekanie czy rozpamiętywanie chodzi. Wydaje mi się, że zaskoczę Was swoim wyznaniem, ale jeżeli ktoś jest prawdziwym mieszczuchem powinien mnie zrozumieć. 🙂 Wiecie czego mi tutaj brakuje. W tych pięknych i niepowtarzalnych okolicznościach przyrody? …

Brakuje mi parków. Uporządkowanych, zorganizowanych okoliczności przyrody. 🙂 Z wyznaczonymi alejkami, ławkami czekającymi na spacerowiczów. Z oświetleniem, które nawet wieczorny spacer może sprawić romantycznym. Nawet z placem zabaw, chociaż nasi chłopcy już z nich nie korzystają.

Tak, w głębi serca jestem nadal mieszczuchem. Gdy nawet latem muszę założyć zabudowane buty, bo przecież w sandałkach do lasu nie pójdę. Gdy teraz jesienią, po godzinie 16 mogę zapomnieć o spacerze, bo w lesie jest już ciemno. Tęsknię za parkiem. Bo park to przywilej i urok miasta. 🙂

I chociaż wiem, że tempo życia w wielkim mieście jest inne i prawdopodobnie te zorganizowane, uporządkowane i oświetlone parki oglądałabym głównie zza szyby samochodu. I tak mi tego brakuje. Samej możliwości i wyboru. A Wy Kochani kiedy ostatni raz byliście w parku?
PS.Wszystkie zdjęcia zamieszczone w poście są dziełem Mojego Męża. 🙂
To musi być piękne miejsce. Ja widok na góry mam tylko zimą, jak spadną liście z drzew to wtedy przy dobrej widoczności mogę próbować wypatrzeć góry między gałęziami. 🙂 Ale do parku mam stanowczo za daleko. Ale ogólnie też lubię to nasze miasteczko. 🙂 Pozdrawiam właśnie z niego. 🙂
Mieszkam w mieście liczącym około 7 tys mieszkańców, każdy o każdym wie wszystko najlepiej, ale mimo to lubię swoje miasteczko, wszystko co potrzebne do egzystencji jest tu na miejscu i do tego mamy piękny duży park z alejkami, z polankami, z widokiem na góry 🙂
Aż wstyd przyznać, ale Mazury znam głównie z opowiadań znajomych, sama byłam może raz, dawno dawno temu… ale słyszałam, że jest pięknie, idealne warunki do wprawiania oka 🙂 Podobno praktyka czyni mistrza, w fotografii to się z pewnością sprawdza. 🙂 Mój Mąż jest tego doskonałym przykładem. 🙂 Kiedyś to głównie ja robiłam zdjęcia, a teraz to Mąż ma lepsze oko. 🙂
Ja też mieszkam w małej mieścinie tyle, że na mazurach. Wokół lasy większe, mniejsze, pola i pastwiska. Ogródki, ogródeczki i działeczki, nawet staw z kaczkami jest i fontanna w rynku. Park miejski też mamy, ale o zmierzchu bym się tam nie zapuściła. Ech, wzdycham do tych pięknych zdjęć, też bym chciała mieć takie dobre oko 🙂
Niesamowite, trasa oddana – korki spotęgowane. Jesteśmy zdolni. 😉
oddana trasa W-Z zwiększyła ilość korków niestety, nie wiem jak to działa. Mam jednak z tym spokój bo do pracy jeżdżę rowerem, więc żadne korki mi niestraszne.
Ja jednej strony chciałabym żyć na takiej wsi jak Ty piszesz, z jednej strony lubię mieć wszędzie blisko… Piękne zdjęcia!
Dziękuję w imieniu Męża. 🙂 Nieodłączny element… ale o różnym zabarwieniu. Akurat ta za parkami to tylko takie westchnięcia, szczególnie na widok zabłoconych butów. 😉
Ja także je doceniam, ale do tego np. dwoma parkami (tak aby był wybór) bym nie pogardziła 😉 Łódź się uspokaja? Zaczyna być widać koniec rozpoczętych inwestycji, czy miasto dopiero się rozkręca? 🙂
Na obczyźnie trochę dokucza ilość tęsknoty. :/ Fakt, że wiąże się ona z czymś ważnym, wartościowym, wcale nie jest pocieszający, tylko bardziej boli. No, ale to raczej nie dotyczy miejsc, a o nich mówiliśmy.
Ukłony przekazane – dziękuję. 🙂 Szczerze mówiąc, to jakiś czas temu, to Mój Mąż przejął rolę głównego fotografia, może nie na blogu, ale poza nim. I chociaż lubię robić zdjęcia, to jest mi z tą zamianą ról dobrze. 🙂
Piękne zdjęcia, mąż ma talent:) W życiu zawsze za czymś tęsknimy, to nieodłączny element naszej egzystencji…
ależ cudne zdjęcia. Ja właśnie z Łodzi jestem i chwalę sobie nasze łódzkie parki, których jest mnóstwo i są piękne… Ale potrafię docenić też te bezdroża przecudnej urody, które masz na wyciągnięcie ręki.
Ukłony dla Męża, który również robi świetne fotki 🙂
Tak sobie myślę… Że w gruncie rzeczy to fajnie jest za czymś tęsknić, bo to znaczy, że gdzieś jest coś wartego naszej tęsknoty. Ja też tęsknię za parkiem w jednym z polskich miast, z drugiej strony się boję, że to już jest inny park, niż za czasów mojego dzieciństwa. I może lepiej, żebym za nim wciąż tęsknił, niż żebym się kiedyś rozczarował? 🙂